Kilka lat już minęło jak zrodziło się moje marzenie.

Postanowiłam, że moje życie będzie przepełnione pasją.  Miłością do podróży, do pisania, robienia zdjęć i dzielenia się tym z Wami. Żyję tak, aby każdego dnia robić to co przybliża mnie do mojej pasji. Dzisiaj chcę przybliżyć Wam kraj, który już od 5 lat był w moich planach. Niestety zamknięcie granic, które ograniczyły realizację podróżniczych planów zatrzymały nas dzień przed wylotem do Indonezji. Za zakupione wcześniej bilety kasę nam oddali ale tęsknota i chęć zobaczenia tych pięknych miejsc nie dawała nam spokoju i w tym roku wyruszyliśmy do Indonezji. Wbrew pozorom przygotowanie się do takiego wyjazdu wymaga od nas dużo pracy, by zrobić wszystko, co sobie zaplanujemy. Musimy być dobrze zorganizowani. Zorganizowanie lotów, wiz, pozwoleń czy miejsc gdzie trzeba się udać by przemieścić się w kolejne miejsce wymaga sporej uważności, przeczytania mnóstwa informacji i notowania wszystkiego dokładnie.

Zaczynamy przygodę

Lecimy z Katowic do Abu Zabi. Jesteśmy tam dwa dni ( o tym w kolejnym blogu) Po dwóch dniach lecimy do Singapuru.

Czas w tym miejscu przyspieszył o siedem godzin. Jesteśmy tutaj rano. Po przebraniu się w toalecie i szybkim odświeżeniu przejeżdżamy z Terminala 3 na Terminal 2. Idziemy na metro. Co jest udogodnieniem i ciekawostką, nie musimy posiadać żadnych kart na metro czy nawet biletów. W miejscu w którym z reguły przykładamy kartę na metro wystarczy przyłożyć swoją kartę z banku. ( Ja używam karty Revolut lub ING) i przejazd metrem w dowolne miejsce mamy zapłacone. Korzystałam z metra kilka razy ( około 8 przejazdów) zapłaciłam 17, 50 zł. Myślę, że to niewielka kwota.

Singapur oferuje wiele ciekawych miejsc do zwiedzania i atrakcji turystycznych. 

Merlion

Jest uznawany za oficjalny symbol Singapuru i jest jednym z najbardziej rozpoznawalnych znaków kraju. To stworzenie, które łączy w sobie elementy lwa i ryby, reprezentuje połączenie historii i kultury Singapuru. Lew to tradycyjny symbol władzy i odwagi. Ryby natomiast są ważne dla Singapuru ze względu na fakt, że kiedyś był to mała rybacka wioska.

Dzisiaj możemy znaleźć wiele różnych wersji Merliona w różnych miejscach w Singapurze, od tradycyjnych rzeźb, po nowoczesne makiety i neonowe reklamy. Jest on także popularnym tematem dla pamiątek turystycznych. To ważny element kultury i historii kraju, który przyciąga turystów z całego świata. Oryginalny posąg mierzy 8,6 m, pełni również funkcję fontanny. Popularną opcją wśród turystów jest robienie sobie zdjęć, łapiąc wodę z fontanny do buzi. Oczywiście chodzi o perspektywę, nikt nie łapie jej na serio.

Marina Bay Sands

To luksusowy hotel, kasyno i kompleks rozrywkowy w Singapurze, który zasłynął z niezwykłej architektury i przepięknego widoku na miasto. Ponoć inspiracją do stworzenia projektu były talie kart. Każda wieża składa się z dwóch części wzajemnie opierających się o siebie. Gdy podejdziemy bliżej hotelu, możemy zauważyć, że wieże te są zakrzywione. Ich nachylenie wynosi 26 stopni. Liczba ta nie jest przypadkowa. Zarówno ten element, jak i inne zostały zaprojektowane zgodnie z zasadami feng shui

Marina Bay Sands to nie tylko hotel, ale także ikona Singapuru, która przyciąga turystów z całego świata swoim unikalnym wyglądem i niezapomnianymi widokami. Przez budynek można przejść, udając się do Gardens By The Bay.

Gardens by the Bay

To kompleks ogrodów botanicznych w Singapurze, który zaskakuje swoją niezwykłą architekturą i spektakularnymi ogrodami.  Najbardziej charakterystycznymi elementami są wieże o wysokości 25-50 metrów, pokryte zielenią, które nazywane są “Supertrees”. Wieże te służą jako podpory dla roślinności, a także jako źródła energii słonecznej. W nocy oświetlone wyglądają spektakularnie. Niestety tym razem udało nam się zobaczyć je w promieniach słonecznych, ale może kiedyś będziemy tam wieczorem i sami doświadczymy tego spektakularnego widoku.

W kompleksie Gardens by the Bay znajdują się trzy szklarnie, które reprezentują różne strefy klimatyczne. Wewnątrz każdej ze szklarni rosną egzotyczne rośliny, są wodospady i inne elementy przyrody, które tworzą niesamowitą atmosferę. Ogrody oferują wiele ścieżek do spacerowania, które zapewniają niesamowite widoki na okolicę. Wewnątrz Flower Dome znajduje się tu ponad 32 tysiące roślin z ponad 150 gatunków z różnych regionów świata, takich jak Afryka Południowa, Ameryka Środkowa, Australia i Europa. Rośliny te są ułożone w różnorodne aranżacje, które tworzą piękne ogrody tematyczne. Na przykład, można zobaczyć tutaj ogrody śródziemnomorskie, ogrody południowoafrykańskie, ogrody kalifornijskie i wiele innych.

My trafiliśmy na wystawę ogrodów kwitnącej wiśni w Japonii- „Sakura”. To niezwykłe uczucie móc przenieść się do Japonii, chłonąc jej atmosferę w tym niezwykłym czasie.

Lotnisko Changi w Singapurze

Zwiedzanie lotniska, jakkolwiek to brzmi, no chyba, że jest to jedno z najpiękniejszych lotnisk na świecie( obecnie na 3 miejscu) Jesteśmy na lotnisku Changi 12 godzin przed odlotem. Lot mamy wieczorem. Bardzo nam zależy na zobaczeniu tego miejsca, wiec po zwiedzeniu mariny i ogrodów w Singapurze jedziemy na Terminal 1.
Tutaj znajdują się najpiękniejsze atrakcję, które znajdziemy w budynku Jewel. To luksusowe centrum handlowe a częściowo las tropikalny.  Budynek ma 10 pięter w tym 5 pod ziemią. 280 sklepów i restauracji, kino Imax, pełnowymiarowy supermarket i hotel.

W środku tego wszystkie znajduje się Rain Vortex. ( las który znajduję się na 4 poziomach pod kopułą) Woda z umieszczonego w samym środku budynku wodospadu spada przez siedem pięter. Jest to największy wodospad pod dachem na świecie i mierzy 40 metrów. Zasila go woda deszczowa. W nocy działa jako płótno do pokazu świetlnego.  Pokazy świetlne na wodospadzie odbywają się o 19:30 i 20:30 od poniedziałku do czwartku. Od piątku do niedzieli dodatkowo również o 21:30. Kolejka, która jeździ przy wodospadzie, nazywa się Skytrain i jest darmowa.

Nasz lot do Denpasar jest o 17:45 więc wracamy na Terminal 2 z którego lecimy do Bali. Podróż trwa tylko 3 godziny i już o 20:40 jesteśmy na miejscu. Przy odprawie paszportowej kupujemy wizy indonezyjskie, za które płacimy 132 zł/osobę. Jedziemy taksówką zamówioną razem z hotelem przez booking do Ubud. Po drodze wymieniamy dolary na IDR ( Rupię indonezyjską) Kurs to 14375 IDR (marzec 2024 .) Mamy zakwaterowanie w Guesthouse Joglo Organik ze śniadaniem na najbliższe 4 dni. Tak w ogóle to jak będziecie w Ubud bardzo, bardzo polecam to miejsce. Niesamowity klimat, czyste, pięknie urządzone domki z cudownym widokiem na tarasy ryżowe, z pysznymi śniadaniami, bardzo życzliwym personelem.

Po przyjeżdzie do Guesthousu rozpakowujemy swoje rzeczy, idziemy spać, by jutro z energią rozpocząć naszą przygodę w Indonezji, obecnie na Bali.

Dzień pierwszy

Są dni które od chwili otwarcia oczu wiesz, że będą wyjątkowe. Widok czystego nieba i zapach świeżej pościeli po przebudzeniu wprowadza mnie w pozytywny nastrój. Świadomość, że jestem w tym wyjątkowym miejscu, na które czekałam 4 lata wyzwala we mnie radość dziecka. Szybki zimny prysznic ( moja codzienna rutyna) stawia mnie na nogi. Budzę Rafała i idziemy na śniadanie. Oj, tu wiedzą co zrobić by od rana poczuć przypływ energii. Na stół wjeżdża pachnąca jajecznica i smoothie bowl, czyli miska owocowej rozpusty. Oczywiście nie mogło zabraknąć czarnej kawy.

Po śniadaniu Rafał ma misję zakupu karty sim do telefonu. (250 000 IDR) Ja tymczasem sprawdzam wodę w basenie.

Dobrze podzielone obowiązki pozwalają sprawnie zagospodarować czas. Po południu swój pierwszy spacer kierujemy w stronę Monky Forest

Monkey Forerest- Małpi las

Podczas naszych podróży widzieliśmy już wiele niegrzecznych małp. Małpy w Tajlandii, które nie pozwalały nam się zbytnio zbliżać się do siebie i same też trzymały dystans, albo te napotkane w Indiach w Waranasii co potrafiły sprytnie zakraść się i porwać banany z targowego stoiska. Natomiast innym razem na terenie świątyń małpy wydawały głośne odgłosy jak zbliżałam się do nich a w chwilach nieuwagi chciały porwać czapkę lub okulary z nosa. Większość podróżników ma swoje historie o niegrzecznych małpach, którymi chce się podzielić!

Monky Forest inaczej nazwany Las Małp w Ubud to jedno z najczęściej odwiedzanych przez turystów miejsc na Bali. Cena biletu dla osoby to 80 000 IDR. (20 zł). Park to coś więcej niż tylko sanktuarium dla setek małp. Park to piękne starożytne miejsce z kilkoma świątyniami i posągami położonymi w dobrze zachowanym lesie deszczowym ze starymi drzewami i pięknym strumieniem. W parku żyje około 700 balijskich małp długoogoniastych, zwanych naukowo Macaca Fascicularis. Znajduje się tu także ponad 100 różnych gatunków drzew.

Gdy wchodzimy do Małpiego Lasu w Ubud, pojawiła się duża tablica ze wskazówkami, jednak zwróciliśmy uwagę na kilka kluczowych:

  • Nie przynoś wartościowych przedmiotów, takich jak biżuteria, okulary przeciwsłoneczne, szaliki, czapki itp.
  • Nie zabieraj jedzenia ze sobą.
  • Nie dotykaj i nie karm małp.
  • Nie zabieraj ze sobą toreb plastikowych ani papierowych.
  • Nie patrz małpom w oczy. Uznają to za zagrożenie i mogą zaatakować.
  • Nie panikuj. Nie biegaj. Zachowaj spokój.

Odwiedzając Małpi Las, jesteśmy z każdej otoczeni bujnym lasem, soczystą zielenią, niesamowitymi posągami pokrytymi mchem, omszałymi rzeżbami, świątyniami a przede wszystkim bohaterkami tego lasu nieposkromionymi małpami. Małpy nie boją się ludzi. Nie uciekają, po prostu siedzą wygodnie na ziemi, wylegują się w słońcu, obserwują i nie zwracają uwagi na turystów.

Las jest nie tylko naturalnym siedliskiem makaków balijskich, ale także domem dla 3 świątyń hinduistycznych, w których miejscowi nadal oddają cześć Bogu i je odwiedzają.

Filozofia Małpiego Lasu opiera się na tradycyjnej balijskiej filozofii zwanej „Tri Hita Karana”, co oznacza „trzy przyczyny dobrego samopoczucia”. Według tej filozofii dobrobyt osiąga się wtedy, gdy człowiek żyje w harmonii z Bogiem, innymi ludźmi i przyrodą.

Trzy świątynie hinduistyczne w Małpim Lesie są nadal używane przez lokalnych wyznawców i są otwarte dla zwiedzających tylko wtedy, gdy chcą się modlić i oddawać cześć Bogu. Wymagany jest jednak odpowiedni strój, a kobietom w trakcie miesiączki nie wolno wchodzić do świątyń. Niektóre części świątyń i otaczające je tereny są również niedostępne dla zwiedzających.

Zwiedzanie Małpiego Lasu zajmie nam około 2 godzin. Po wizycie w tym uroczym miejscu wychodzimy przespacerować się ulicą, aby napić się pysznej kawy. Przyznam szczerze, że do tej pory nie udało nam się trafić na kawę, której smak byłby wyrazisty i delikatny. Zatrzymujemy się w małej, przeuroczej kawiarni gdzie podają kawę i kokosowe lody podane w orzechu kokosowym. Ależ to niesamowite miejsce, widać, że prowadzone z pasją, ze smakiem. Tutaj po raz pierwszy udaję nam się dostać i napić bardzo dobrej kawy. Natomiast lody kokosowe istna rozkosz dla naszych kubków smakowych. Wracamy w to miejsce jeszcze w kolejnym dniu, nie muszę pisać dlaczego.

Wszędzie jest piękno i magia, wystarczy się tylko uważnie przyjrzeć.

Ubud to małe magiczne miejsce i paradoksalnie w ciągu jednego dnia można zobaczyć go naprawdę sporo, ale można tu spacerować codziennie i codziennie znajdować niesamowite, zapierające dech w piersiach widoki. Mam wrażenie, że mogłabym być tu miesiąc, a mimo to za każdym razem, gdy przeszłabym przez ulicę, skręciła za róg lub zgubiła się to odkryłabym nową świątynię, inne niż wczoraj rzeźbione drzwi, stragan z jedzeniem lub mały do tej pory nie zauważony sklep. Ten piękny dzień kończymy wizytą w małym spa, oddając się w ręce balijskich masażystek. Tradycyjne masaże balijskie to odprężające doświadczenie. Bazując na lokalnych składnikach, oferują one regenerację zarówno ciała, jak i duszy. Cena takiego masażu to 100 000 IDR ( 25 zł)

Dzień drugi

Kolejny poranek w tym jakże uroczym miejscu. Słońce już od świtu delikatnie wkrada się do naszego pokoju. Wyciągam leniwie stopę na brzeg ogromnego łóżka. Rama łóżka jest gładka i ciepła. Zsuwam się bezszelestnie i idę na taras. Świeży powiew poranka kołysze delikatnie małą ważkę, która przysiadła przy basenie. Broni się trzepocząc skrzydełkami by nie wpaść do wody. Jest cicho, cicho… Najlepszy moment na to by pozytywnie zaczarować resztę dnia, otworzyć się na niespodzianki, które przyniesie dzisiejszy dzień.

Po dodającym energii śniadaniu jedziemy z kierowcą ( przywiózł nas z lotniska) na wycieczkę do Ubud i po okolicy. Pierwszym punktem są tarasy ryżowe Tegallalang.

Tarasy ryżowe Tegallalang.

Bali to przepiękna wyspa, skrywająca wiele, miejsc, które są niejako obowiązkowe do zobaczenia. Ale jest to również miejsce, gdzie króluje ryż! Ryż je się tutaj właściwie na każdy posiłek. Ryż składa się też w ofierze bogom. Dlatego nic dziwnego, że jego zapach unosi się na całej wyspie. Oprócz tego na Bali po prostu ten ryż się uprawia. I to na każdym kroku! Czy wiedzieliście o tym, że Indonezja jest trzecim co do wielkości producentem ryżu na świecie. Zbiory odbywają się co kilka miesięcy, a więc Balijczycy sadzą i zbierają plony przez okrągły rok. Możemy w różnych miejscach zobaczyć każdy etap wzrostu tej rośliny. Co ciekawe uprawa ryżu nie jest tu zmechanizowana – wszystko to tylko praca rąk człowieka. Na podmokłym terenie sieje się ryż, a w czasie gdy ten zaczyna kiełkować, przygotowywane jest obok pole pod jego uprawę: należy usypać równiutkie tarasy, spulchnić ziemię i odpowiednio ją nawodnić. Nie robi się to ręcznie podlewając kiełkujący ryż konewką czy nawet wężem z wodą, do tego stosuję się system nawadniania Subak, którego historia sięga okolic IX wieku. Cały ciąg kanałów został wpisany na Listę Światowego Dziedzictwa UNESCO w 2012 roku. Ryż jest bardzo wymagającą rośliną, żeby rosnąć potrzebuje temperatury 22-30 stopnie i taka musi się utrzymywać przez 2-3 miesiące. Do tego wymaga odpowiedniego gliniastego podłoża, które będzie trzymać wodę. 

W czasie 2 tygodni przed zbiorami woda jest spuszczana, by pozwolić aby ryż mógł wyschnąć i stał się żółty. Wówczas jest gotowy do zbiorów. Na Bali ryż zbiera się 2-3 razy do roku i tak jak już wspomniałam jest to praca całkowicie ręczna, ponieważ żadna maszyna nie jest w stanie wjechać na pole ryżowe. Po zebraniu ryż jest kilka tygodni suszony, później w zależności od rodzaju odpowiednio obrabiany i dopiero wtedy może trafić do sklepu.

Prócz małych pól, przy takich właśnie mamy okazję mieszkać tutaj, najbardziej znane tarasy  ryżowe Tegallalang. I to właśnie do nich wybieramy się z kierowcą. Po około 45 min jazdy docieramy do położonych na pograniczu wioski, niedaleko kolorowych straganów, w których lokalni mieszkańcy sprzedają ręcznie robione rękodzieła, tarasów Tegallangan. Już od wejścia zachwycam się niesamowitymi widokami ukrytych wśród dzikiej i gęstej przyrody tarasów ryżowych. Jest to miejsce dosyć turystyczne z licznymi miejscami do fotografowania oraz z huśtawkami. Dowiedziałam się, że jest to również miejsce, które jest żródłem utrzymania wielu Balijczyków. Wchodząc na tarasy rozglądam się z ogromną ciekawością. Tarasy ryżowe tworzą długie, wielostopniowe połacie zieleni, które wyglądają jak ułożone na sobie kostki, zmniejszające się ku górze. Możemy tutaj spędzić cały dzień spacerując rozległymi ścieżkami. Widok jest nieziemski. Jak twierdzą sami mieszkańcy są to stopnie do nieba.

Świątynia Tirta Empul

Niezwykła hinduistyczna świątynia wzniesiona ku czci Wisznu, hinduskiego boga wody. Wedle legendy, bijące tu cudowne źródła są dziełem boga Indry. Jak głosi legenda uderzył on laską w ziemię co spowodowało wytryśnięcie eliksiru nieśmiertelności. Stąd pochodzi też nazwa świątyni – Tirta Empul to w dosłownym tłumaczeniu Świątynia Wody Wypływającej z Ziemi. Już od X wieku przybywają tutaj wierni, aby oczyścić się w rytuale melukat. Na centralnym dziedzińcu świątyni, około trzydziestu źródeł wpływa do dwóch prostokątnych basenów, gdzie kąpiący się odbywają rytuał oczyszczenia, polegający na włożeniu rąk i głowy pod każdy strumień wody, z wyjątkiem dwóch, zarezerwowanych dla zmarłych.( zastanawia mnie jak działają te dwie ostatnie, przecież nikt nie przywiezie tutaj zmarłego) Aby wejść do Tirta Empul owijamy się sarongiem, który wypożyczamy przy wejściu do świątyni w zamian za niewielki datek. Okazuje się, że jeśli chcemy zdecydować się na rytualną kąpiel, musimy zaopatrzyć się w specjalny, zielony sarong i opasać czerwoną szarfą. Ponieważ zawsze chętnie doświadczamy nowych rzeczy w miejscu które odwiedzamy również i teraz bierzemy udział w rytuale oczyszczania w świętej wodzie.

Do rytualnych kąpieli ustawiła się kolejka. W basenach z wodą, jest gęsto od ludzi. Sarongi tworzą zbitą mozaikę, która przesuwa się wolno. Do każdego z kilkunastu wyznaczonych miejsc, co chwilę podchodzi ktoś nowy, pochyla się i zapala kadzidełko składając ofiarę. Jednym z najlepszych momentów na odwiedzenie Tirta Empul jest noc pełni księżyca, kiedy balijscy hinduiści odprawiają rytuały wewnątrz świątyni. My tutaj jesteśmy przed obchodzonymi w Polsce świętami Wielkanocnymi w wielki piątek, też jakiś symboliczny dzień dla chrześcijan. Opłata za wstęp do świątyni dla dorosłych obcokrajowców wynosi 60 000 IDR (ok. 17 PLN), a dla dzieci 30 000 IDR (ok. 10 PLN). Bilet można kupić w kasie, która znajduje się tuż przed bramą wjazdową.

Przez pierwsze pół dnia wulkan Agung wychylał się prawie przy każdym zakręcie, majestatycznie górując nad domami i polami ryżowymi. Mieliśmy okazję podziwiać jego majestatyczny wygląd z tarasu jednej z restauracji, gdzie jedliśmy obiad.

Potem pojechaliśmy dalej wzdłuż mniejszych lecz bardziej rozległych tarasów ryżowych, by dojechać do wodospadu.

Wodospad Tegenungan

Wodospady na Bali to prawdziwe skarby natury, które przyciągają miłośników przyrody i fotografów z całego świata. Każdy z nich ma swoją własną, unikalną historię i charakter. Od majestatycznych kaskad spadających z wysokich klifów, po spokojne, ukryte wśród zielonych dolin strumienie. Podziwiając te kaskady spadających w dół wód bez wątpliwości stwierdzam, że – wodospady na Bali są dowodem na niezwykłą harmonię, jaka panuje między naturą a kulturą wyspy. Tegenungan, to wodospad znajdujący się niedaleko Ubud. Zachwycił nas swoją potężną kaskadą. Położony wśród bujnej, zielonej roślinności tworzy unikalny, malowniczy krajobraz. Jego masywna wodna kurtyna i łagodne baseny do pływania przyciągają zarówno miłośników fotografii, jak i tych, którzy pragną ochłody w upalne dni. To niesamowite miejsce, gdzie natura pokazuje swoją pełną moc i piękno. 

Najdroższa kawa świata – kopi luwak

Jak już wiele razy na moim blogu pisałam jestem smakoszką kawy, czarnej, bez cukru i mleka. Często jadąc w podróż zabieram ze sobą w lnianym woreczku zmieloną, aromatyczną kawę, bez której nie wyobrażam sobie dobrego dnia.:) Bali jest idealnym miejscem nie tylko do uprawy ryżu ale także kakao, wanilii, cynamonu i kawy za sprawą żyznej, wulkanicznej ziemi i łagodnego klimatu. Najpopularniejsza kawa na Bali to Kopi Luwak, która jednocześnie uznawana jest za najdroższą na świecie! Głównym powodem zawrotnych cen, jakie osiąga, jest specyficzny proces jej wytwarzania. 

Jadąc z wodospadu po drodze mijamy wielki posąg Łaskuna (bądź też cywety), która w tej części świata określana jest również nazwą Luwak. Kierowca zatrzymuję się na niewielkim parkingu przyległym do małej plantacji kawy. Wokół zielone tereny a wśród nich rozległe plantacje kawy, kakao i kurkumy. Wysiadamy z auta, a nasz kierowca sugeruje, że jeśli zależy nam na spróbowaniu najdroższej kawy świata to będzie to idealne miejsce na degustację. Sprawdźmy… 

Słowo kopi oznacza po prostu kawę a Luwak to zwierzak żyjący w Indonezji, inaczej zwane Cywata lub Łaskun. Wygląda trochę jak połączenie lisa z kotem albo wiewiórką. Co może mieć wspólnego zwierzą futerkowe z kawą, można zadać sobie pytanie? No jednak może i to zupełnie sporo. Otóż podobnie jak my, jest on jej zagorzałym wielbicielem. My otrzymujemy kawę zebraną z krzewów kawowca, wypaloną, zmieloną i zalaną wrzątkiem. Luwak jest smakoszem ziaren kawowca, zjada je w całości, wybierając najlepsze ziarna. Następnie wydala je również w całości, przepuszczając przez układ pokarmowy, ponieważ nie posiada systemu trawienia i nie trawi ziaren.

Po tym procesie pozostają lekko sfermentowane ziarna kawy. Gdy zwierzę robi kupę, Balijczycy odszukują ją, oczyszczają i zdobyte w ten sposób ziarna poddają dalszej, tradycyjnej już obróbce. Trudno w to uwierzyć, ale za kilogram, pochodzących z tyłka Łaskuna ziaren, ludzie płacą nawet 1 000 euro!

Byliśmy ciekawi czy kawa po takich przejściach warta jest swojej ceny i czy jej legendarny smak faktycznie jest tak niepowtarzalny? Sprawdzamy to…odwiedzając jedną z licznych tutaj plantacji kawy.

Dowiedzieliśmy się, że proces powstawania kopi luwak na początku był bardzo naturalny. Żyjące na wolności szczęśliwe zwierzątka zjadały ziarna kawy, a gdy je wydaliły, zbierali je plantatorzy kawy i przetwarzali. Kawa była świetnej jakości, gdyż zwierzęta są wybredne i zjadały tylko te naprawdę dobre owoce. Dziś, gdy ceny kawy osiągają zawrotne sumy, łaskuny trzyma się w klatkach i karmi wyłącznie owocami kawowca, choć zwierzęta te są wszystkożerne! Taki bezlitosny system pozyskiwania nasion odbija się negatywnie na produkcie. Pomimo, że jakość słynnej kawy wyraźnie się pogorszyła, chętnych, by płacić za nią krocie, wciąż nie brakuje. Po wizycie na plantacji i po prezentacji procesów przygotowania słynnej kawy nadszedł czas skosztowania tego niewątpliwie najdroższego czarnego naparu.

Do degustacji dostaliśmy oprócz różnych herbat, kakao, filiżankę drogiej kawy kopi luwak. Gdybym nie wiedziała o wyjątkowości tej kawy pewnie nie poczułabym żadnej różnicy między wszystkimi wypitymi do tej pory małymi czarnymi. Lecz dla porównania podano nam jakąś zwykłą, rozwodnioną kawę, która autentycznie smakowała jak kawa „dolewka” z czasów, gdzie kawa była dobrem luksusowym i przy spotkaniu towarzyskim z koleżankami mama dolewała wrzątek do szklanki z fusami po kilka razy. I tak właśnie smakowała ta podana jako porównanie do luwak.

Zdajemy sobie sprawę, że oczywiście był to chwyt marketingowy, by pokazać, jak wielka jest różnica pomiędzy nimi. My jednak nie daliśmy się oszukać i mogę śmiało powiedzieć, że na pewno nie zostaliśmy wielkimi fanami I Balijskiej małej czarnej. Każdy smakosz tego czarnego naparu jest w stanie przygotować filiżankę perfekcyjnej, wyrazistej małej czarnej, która zachwyci jego podniebienie, bez próby stosowania „gównianych” sposobów poprawienia jej smaku.

Wieczorem po powrocie do miasteczka idziemy na masaż. Masaże balijskie są znane na całym świecie ze swojej relaksującej i odprężającej mocy. Wielu turystów odwiedza Bali tylko po to, aby skorzystać z tych usług. Niezależnie od tego, czy wybierzesz luksusowe spa w jednym z pięciogwiazdkowych hoteli, czy lokalny salon masażu, na pewno doświadczysz najlepszych masaży w swoim życiu. Dla nas było to jedno z najlepszych doświadczeń i to w bardzo przystępnej cenie.  Płacimy 100 000 IDR (25 zł)

Dzień trzeci

Aby wybrać się na kolejną atrakcję wstajemy o 05:00 godz. Idziemy około 3 km z naszego miejsca noclegu do głównej drogi, gdzie czeka na nas kierowca. Jedziemy dzisiaj do świątyni Pura Lempuyanga.

Świątynia Pura Lempuyang

Świątynia położona jest około 2 godziny jazdy autem od Ubud. Nasz kierowca nie zna języka angielskiego więc porozumiewamy się intuicyjnie, trochę za pomocą rąk, trochę z pomocą translatora. Po dotarciu na miejsce zostawiamy auto na parkingu i zbiorczym transportem dostajemy się w okolicę światyni. Jeszcze tylko pokonujemy 1600 schodów i już jesteśmy na miejscu. Wraz z biletem na transport dostaje się numerek i można zrobić sobie zdjęcie na szczycie przy charakterystycznych świątynnych wrotach, niestety trzeba na to czekać do kilku godzin. Jest sporo miejsc zadaszonych, gdzie spokojnie można się zrelaksować i poczekać aż fotograf wywoła nasz numer. Zdjęcia są efektowne bo fotografowie używają lustra, dzięki któremu zdjęcia wychodzą świetnie, Brama Nieba, jest jedną z najstarszych i najbardziej cenionych świątyń na Bali, a zarazem, za przyczyną bardzo znanych instagramowych zdjęć, jedną z najbardziej popularnych. Zlokalizowana na zboczu góry Lempuyang, w rzeczywistości składa się z siedmiu świątyń, których obejście zajmuje około 4 godzin. Mimo że to jedno z sześciu najświętszych miejsc kultu na Bali, większość turystów przyciągają tu nie duchowe przeżycia, lecz brama, sprawiająca wrażenie odbijającej się w jeziorze. W rzeczywistości nic innego, jak efekt wywołany przez lustro. Co mnie zdziwiło, mimo że świątynia ta uchodzi za jeden z najlepszych plenerów ślubnych, wykorzystywanych w czasie wakacji na Bali, to obowiązuje w niej zakaz całowania – to ortodoksyjne miejsce kultu, dlatego przejawy publicznego okazywania sobie uczuć uważane są za głęboko niestosowne. Nie można też latać tu dronem. Po 3 godzinach oczekiwania udaje nam się stanąć przed obiektywem fotografa i wykonać kilka ciekawych zdjęć.

Tirta Gangga- pałac na wodzie.

Tirta Gangga to ogrody wodne należące do królewskiej rodziny Karangasem z ponad hektarowym parkiem otoczonym bogatą roślinnością, licznymi basenami, oczkami wodnymi, w których pływa niezliczona liczba kolorowych ryb, fontannami, posągami ludzi, zwierząt i demonów. Baseny pełnią głównie funkcję ozdobną, ale w niektórych można się wykąpać w krystalicznie czystej wodzie.

Nazwa Tirta Gangga to inaczej „Woda z Gangesu” . Możemy się dowiedzieć jak powiązany jest hinduizm balijski z hinduskim. Pałac został wybudowany w roku 1946 w stylu balijskim i chińskim. Co ciekawostka Pałac nie oparł się niszczycielskiej sile wulkanu Agung, którego erupcja w roku 1963 zniszczyła pałac w znacznym stopniu. Dokładnie odbudowany cieszy oczy zarówno Balijczyków jak i turystów. Woda w basenach pałacu jest bez przerwy zasilana ze świętego źródła, które według wierzeń Balijczyków wypływa z podnóża wulkanu Agung. Nadmiar wody z basenów nawadnia, z kolei, okoliczne pola ryżowe. Miejsce jest otwarte przez cały rok od 07:00-19:00, również w weekendy i święta. Bilet wstępu 30 000 IDR dla obcokrajowców, 15 000 IDR dla miejscowych. Dzieci do lat 3 mają bezpłatny wstęp.

Blu Lagoon

Zostawiamy dzisiaj już wszelkie świątynie za nami. Czas na Blu Lagoon. Blue Lagoon, często określane jako „Ukryty Klejnot Wybrzeża”, to miejsce niezrównanego spokoju. Już sama jego nazwa przywołuje na myśl obrazy czystego, błękitnego nieba i dziewiczych, lazurowych wód. Nasz kierowca przywiózł nas tutaj by pozwolić nam zrelaksować się i zanurzyć w błękitnym, przejrzystym morzu. Plaża, schowana z dala od zgiełku bardziej popularnych miejsc turystycznych pokryta jest miękkim, sypkim piaskiem co w przyjemny sposób pozwala na plażowanie i rozkoszowanie się ciepłem słońca. Bujna zieleń otaczająca plażę dodaje jej malowniczego uroku, czyniąc Blue Lagoon Bali idealnym miejscem dla miłośników przyrody i fotografów. To oaza relaksu. Spędzamy tutaj miło czas.

Pokaz tańca balijskiego

Na pokaz wybraliśmy się do Pałacu Królewskiego w Ubud. Na ulicy trafiliśmy na sprzedawców biletów. Nie mieliśmy planów na wieczór więc stwierdziliśmy, że chętnie wybierzemy się na taki występ. Będąc na Bali koniecznie chcieliśmy takie show obejrzeć. Najbardziej znane tańce to Barong oraz Kecak.

Taniec Barong ma kilka odmian, ten najczęściej prezentowany w Ubud to Barong Ket. To, co charakterystyczne to zwierzęce motywy, a raczej zwierzęco-ludzka postać, przypominająca trochę tygrysa, lwa, smoka i krowę w jednym. Postać ta nosi właśnie taką nazwę, jak taniec. Całe ciało Barong Ket ozdobione jest tradycyjnymi balijskimi rzeźbami, wykonanymi ze skóry bydlęcej. Na ciele Barong Keta znajduje się także mnóstwo futra. Wełna wykonana jest z wysuszonych włókien liści, zwykle liści pandanowych.

W tym samym czasie podczas wykonywania tańca Barong Ket, odbywa się także taniec Rangda. Rangda jest postacią, która wygląda bardzo złowrogo, symbolizuje zło. Barong Ket zaś wyraża cnotę, to swoisty duet, pokazujący odwieczną walkę między dobrem a złem.

Dzień czwarty

Po przeczytaniu przeciętnych recenzji na temat atrakcji na TripAdvisor, dociekliwie sprawdziłam opinie innych na temat tego miejsca. A ponieważ nasz Gesthouse znajdował się na szlaku tej spacerowej ścieżki byłoby nie w moim stylu, gdybym tam po prostu się nie poszwędała. Sama lubię sprawdzić miejsce, które jest polecajką więc już z samego rana przed wschodem słońca wędruję wytyczonym szlakiem. I muszę powiedzieć, że nie zawiodło. Nie zawiodły opinie, komentarze. Połączenie łatwego dostępu i poczucia oddalenia zapewniło Campuhan Ridge wysoką pozycję wśród moich ulubionych atrakcji.

Campuhan Ridge Walk

Rozpoczęłam spacer wcześnie rano i mimo to spotkałam wielu mieszkańców wykonujących poranne ćwiczenia. Wszyscy byli bardzo przyjaźni, witali mnie wielkim balijskim uśmiechem i wesołym „moooorniiiing”. (Jestem przyzwyczajona do ponurych min w Polsce, gdzie uśmiech nieznajomego i przywitanie w takim stylu jest czymś abstrakcyjnym) Miła odmiana! To nastraja na pozytywny poranek 🙂 Spacer zajmuję około 25 – 35 minut w jedną stronę. Mnie zajęło to więcej czasu, ponieważ nie sposób było przejść tą ścieżką bez zrobienia zdjęć i zatrzymania się, aby nacieszyć oczy widokami. 

Po spacerze i śniadaniu opuszczamy to malownicze miejsce i jedziemy taksówką do portu, by popłynąć na jedną z Indonezyjskich wysp – Nusa Penida.

Prom z Bali do Nusa Penida odpływa 4 razy dziennie z portu Kusamba: o 8:00, 9:00, 10:30, 16:00 i 17:00. Promem płyniemy 30 – 40 minut za 175 000 IDR (44 zł- osobę).

Na Nusa Penida oferta zakwaterowania obejmuje zarówno podstawowe kwatery prywatne i pensjonaty, jak i piękne bungalowy i większe hotele. My zatrzymaliśmy się w pięknym bungalowie () na Nusa Penida.

Na wyspie znajduje się główny pas biegnący z zachodu na północ, poza tym nie ma tu zbyt wiele zabudowy (co mi się osobiście bardzo podobało). Wzdłuż głównej ulicy znajduje się kilka małych sklepów, organizatorów wycieczek, sklepów ze sprzętem nurkowym oraz miejsc, w których można coś zjeść i wypić (Warungs). Przed przyjazdem na wyspę wypłaciliśmy gotówkę, ponieważ nie ma tutaj bankomatów. Przemieszczanie się po Nusa Penidzie jest bardzo czasochłonne ze względu na bardzo zły stan tamtejszych dróg. Dodatkowo drogi są wąskie, strome i kręte. Nie funkcjonuje tu żadna komunikacja miejska, więc do wyboru są dwie opcje: – samochód z prywatnym kierowcą. – wypożyczenie skutera. My wypożyczamy skuter.

Skuter według nas jest najlepszą formą transportu po wyspie. Jazda jest tania, możemy prawie wszędzie dotrzeć. Jedziesz przed siebie, nie oglądając się na nic i nikogo. Wiatr rozwiewa włosy, zapach powietrza drażni nozdrza, otwierają się przestrzenie dotąd nieodkryte. Można dostrzec więcej niż z za szyb samochodu, poczuć zapach otaczającej natury. Tak smakuje szczęście. Pomimo tego, jak już pisałam, że drogi dojazdowe do punktów widokowych i wielu innych ciekawych miejscówek są wąskie, kamieniste, dziurawe, to jadąc skuterem wielkim slalomem można dojechać praktycznie wszędzie. Praktycznie, bo czasami ze względu na olbrzymie drogowe wyboje, musieliśmy parkować skuter gdzieś wcześniej i do celu iść piechotą. Mimo niewielkich odległości trzeba jednak nastawić się na długi czas dojazdu. Ale jak przygoda, to przygoda! 

Po dotarciu do wynajętych domków na najbliższe 3 dni wypożyczamy skuter i jedziemy na najbliższą plażę Crystal Bay.

Crystal Bay

Już sama podróż skuterem do Crystal Bay zrobiła na nas niesamowite wrażenie. Przejeżdżając przez lokalną wioskę wjechaliśmy nieco wyżej i zobaczyliśmy oszałamiający zielony krajobraz. Zielone wysokie palmy i bananowce otaczały nas z każdej strony. Kiedy dotarliśmy już prawie do Crystal Bay, jechaliśmy piękną wysadzaną samymi palmami drogą, która prowadziła bezpośrednio na parking.

Po opłacie za parking 5000 00 IDR (1,26 zł) naszym oczom ukazała się zaciszna zatoczka z białą piaszczystą plażą, otoczoną palmami, która rozciąga się na długość 200 metrów. W połączeniu z krystalicznie czystą, turkusową wodą Crystal Bay zapewnia klimat prawdziwej tropikalnej wyspy. Dzięki leżakom i lokalnym domkom na plaży, w których można zamówić zimne napoje i coś do jedzenia, można spędzić tutaj cały dzień.

Jak sama nazwa wskazuje, Crystal Bay ma jedne z najpiękniejszych i najczystszych wód na wyspie. W pięknej, zacisznej zatoce zapewne można odpocząć zażywając kąpieli słonecznych. Widzieliśmy też sporo osób, które nurkowało lub pływało z rurką ponieważ to idealne miejsce ze względu na kolorową rafę i mnóstwo życia morskiego.

Po lewej stronie zatoczki prowadzą wykłute w skale schodki na niesamowity widokowo klif. Chcąc uciec od tłumów na Crystal Bay idziemy około 20 minut, gdzie po dotarciu zostajemy nagrodzeni zapierającymi dech w piersiach panoramicznymi widokami na krystalicznie czyste turkusowe wody i nietkniętą linię brzegową plaży Pandan.

Plaża Pandan

To jeden z niesamowitych, ukrytych klejnotów który zachwycił nas po dotarciu na miejsce. Ukazał nam się zaciszny, niewielki odcinek plaży z dala od zwykłych szlaków turystycznych. Fale delikatnie muskały linię brzegową, a harmonię natury można poczuć było przy każdym delikatnym wietrze. To spokojne miejsce ujęło nas. Na brzegu morza stała huśtawka, delikatnie kołysząc się w rytm fal morskich do przodu, do tył, do przodu…. To miejsce było dla nas ucieczką po intensywnym czasie spędzonym na zwiedzaniu Ubud i okolic Bali. Tu mogliśmy cieszyć się naturalnym pięknem wyspy w bardziej intymnym i spokojnym otoczeniu. W przeciwieństwie do bardziej popularnych plaż Bali, plaża Pandan jest stosunkowo nieskażona zabudową komercyjną. Nie było tu tętniących życiem barów na plaży ani rzędów leżaków. Zamiast tego był jeden punkt gdzie mogliśmy kupić kokosy. Oprócz nas na plaży było 6 osób, dzięki czemu mogliśmy mieć miękki, złoty piasek głównie dla siebie. Inni okazjonalni goście na tej plaży też chłonęli spokój, jaki oferowała ta piękna zatoczka.

Wracając z powrotem przechodzimy przez Crystal Bay. Ta plaża, skierowana na wschód, jest jednym z najlepszych miejsc w Nusa Penida do oglądania zachodów słońca.

Gapienie się na zachody słońca chyba nigdy mi się nie znudzi. Wielka szkoda że słońce się chowa za horyzontem, a ja sobie myślę, że tu teraz w Indonezji znika, aby świecić Wam w Polsce.
.
W każdym razie zawsze tak się dzieje, że nie jest ważne czy to był dobry czy gorszy dzień, to i tak kąciki ust idą do góry, kiedy tak patrzę jak zachodzi lub wschodzi słońce. Czy też tak masz? Zakończenie dnia z zachodem słońca na Crystal Bay to świetny pomysł! 

Dzień piąty

Plaże na Bali należą do jednych z najpiękniejszych w całej Indonezji. Po śniadaniu wsiadamy na skuter i robimy tour po wyspie. Pierwszą atrakcją na którą kierujemy się jest plaża Diamond Beach.

Diamond Beach

To niezwykle malownicza plaża, jedna z najpopularniejszych w całej Indonezji. Jej wyjątkową cechą jest biały, drobny piasek, który kontrastuje z turkusową wodą. Warto również wspomnieć o otoczeniu wysokich, białych klifów. Aby dostać się na plażę trzeba pokonać schody wyrzeźbione w klifie, ale nie tylko… Oczywiście Penida zazdrośnie strzeże swoich skarbów. Zejście na Diamond Beach tylko początkowo wygląda niewinnie – gdy wykute w klifie schody się kończą, trzeba polegać na sile własnych mięśni i zwinności. Im niżej tym ścieżka staje bardziej dzika, aż zamienia się w survival z udziałem lin, pionowych ścian i kamieni służących za jedyną podporę. Męczarnia jest jednocześnie przekleństwem i błogosławieństwem. Dostanie się na plażę jest wymagające i można się nieźle spocić, ale dzięki temu z tłumów na klifie docierają tu tylko nieliczni i całą cudowną plażę można mieć dla siebie. Dobrze jest mieć sportowe pełne buty, nie można też zapomnieć o dużej butelce wody.

Zejście zajęło nam około 30 minut. Po zejściu zachwycaliśmy się wszystkim – mięciutkim, białym piaskiem, potęgą oceanu, z ogromnymi falami oraz gigantycznym klifem nad głowami. Całość tworzy plażę idealną, taką z pocztówek! Trzeba uważać na fale, gdyż potrafią przenieść naprawdę spory kawałek kamienia. ( nam zalało telefony i plecak z ubraniami) Najbardziej cieszył fakt, że oprócz nas na plaży znajdowało się zaledwie kilka osób. Po wejściu na górę idziemy na punkt widokowy, z którego można podziwiać plażę w pełnej okazałości. Skąd wzięła się nazwa Diamond Beach? Na plaży znajduje się ogromna skała wyglądem przypominająca diament.

Kelingking Beach

Znana również jako „Plaża T-Rex” to najbardziej ikoniczna atrakcja na wyspie Nusa Penida. Już na etapie wyjazdu do Indonezji dużo informacji przeczytałam na temat tej wyjątkowej, widokowo pięknej, instagramowej skale i popularnej tutaj plaży. Miejscówka ta swoją popularność zawdzięcza niezwykłemu kształtowi klifu, który przypomina sylwetkę dinozaura T-Rexa. Widok z punktu widokowego to prawdziwe arcydzieło natury, które powala na kolana. Kelingking Beach to absolutnie obowiązkowy punkt dla miłośników przyrody i fotografii.

Kolejna rajska miejscówka, z której rozpościera się oszałamiający widok na plażę oraz wyrastające z morza skały. Przy odrobinie szczęścia można tu wypatrzeć polujące na płyciźnie manty. Aby znaleźć się na plaży należy pokonać wymagającą trasę w dół. Temperatura w tym dniu wahała się w granicach 32 stopni Celsjusza. Zdecydowaliśmy się zejść na dół na plażę. Ochoczo ruszyliśmy w dół pokonując pierwsze nierówne, wykłute w skale schody. Na początku ruszyliśmy pewnie, zdecydowanie, lecz z każdym kolejnym stopniem trudność pokonania ich stawała się większa. Oddech stał się spłycony, tętno przyspieszone. Nasze tempo zdecydowanie zwolniło się. Każdy łyk wody pozwolił na chwilę poczuć, że siły mamy więcej ale to było złudne uczucie. Utrudnieniem były pseudo schody, bo postawienie nogi do przodu wymagało sporego wyczynu. Bardzo wysokie odległości od jednego skrawka skały do kolejnego wymagały niezłej kondycji, a ta w tej temperaturze i po takim wysiłku już nieco szwankowała. Niestety nie udało nam się zejść na plażę. Zmęczenie oraz trudna droga pokonała nas. No trudno. Może to znak, że trzeba tutaj wrócić. Wracamy po nierównych schodach na górę, odpoczywamy bardzo często.

Inne miejsca, które możesz odwiedzić (a których nie odwiedziłam) to plaża Attu, zatoka Gamat (snorkeling), plaża i las Tembeling, domek na drzewie Rumah Pohon, wodospad Peguyanan, naturalny basen Tembeling i wizyta w mrocznej świątyni Pua Dalem Ped .

Dzień szósty

Rano opuszczamy z żalem tą piękną wyspę Nusa Penida zwaną również (siostrą Bali). Wyspa bez wątpienia skradła nasze serca. Lubimy takie miejsca naturalne, trochę dzikie, niezabudowane, nieoszlifowane, proste. No tak bo, na próżno szukać tu barów z kolorowymi drinkami, WiFi czy możliwości płatności kartą, turystów też jest tu znacznie mniej. Chociaż za sprawą kilku instagramowych zdjęć zapewne się to zmienia. Cieszę się, że chociaż na chwilę mogłam być na wyspie bez zbędnych luksusów, bez butikowych sklepów, bez świata z reklam.

Po śniadaniu transportem z naszych bungalowów jedziemy do portu i płyniemy na wyspę Gili Trawangan. Prom płynie 2,5 godziny. Gili Islands to trzy indonezyjskie wysepki: Trawangan, Air i Meno. Każda jest malutka i na swój sposób – rajska. Najbardziej popularna jest największa z nich, czyli Gili Trawangan.

Na wyspie nie ma ruchu zmotoryzowanego, dlatego mieliśmy do dyspozycji trzy formy transportu: – własne nogi – wyspa jest bardzo mała i można ją obejść – rower – można wypożyczyć na miejscu, w hotelu, lub w wypożyczalni – powóz konny – to dobra opcja na podróż z portu z bagażami. To bardzo mała wyspa, mierząca zaledwie 3 km długości i 2 km szerokości.

Wiedziałam, że nie znajdziemy tu przepychu i luksusów, jakie można zobaczyć w różnych miejscach na Bali. Zamiast tego mogliśmy się przekonać, że życie tutaj jest powolne i proste. Kiedy patrzyłam na mapę Gili Trawangan, nie zdawałam sobie sprawy, że wyspa jest naprawdę malutka, znacznie mniejsza, niż się spodziewałam. Szukając tutaj noclegów chcieliśmy uniknąć hałasów i zarezerwowaliśmy bungalow w spokojniejszym miejscu z dala od tłumów, w zachodniej części Gili. Co okazało się rewelacyjnym wyborem ze względu na kuchnię. Wielu turystów korzystało z restauracji naszego obiektu ze względu na smak i ceny posiłków.

Ponieważ wyspa jest mała to na plażę oraz na główną promenadę, gdzie mieściły się sklepiki, kawiarnie, restauracje mieliśmy spacerem 10 minut drogi. Po zakwaterowaniu i wypiciu kawy w restauracji idziemy na plażę. Muszę nadmienić, że przyjeżdżając tutaj mieliśmy jeden plan. Poleżeć na plaży i popływać w oceanie. Warunki na realizację naszego planu były wyśmienite. Białe plaże otoczone kołyszącymi się palmami, turkusowa woda pełna różnorodnego życia morskiego, gorące słońce – czy można wymarzyć sobie lepszy scenariusz na relaks? Jeżeli dodam do tego szereg ciekawych atrakcji, takich jak snorkeling z żółwiami, nurkowanie z rekinami rafowymi. Tak czuliśmy, że na chwilę obecną nie mogliśmy znależć lepszego miejsca.

Na plaży bez problemu rozłożyliśmy się na leżakach plażowych. Nikt nie stał nad nami, nie namawiał do zamówienia napojów, nie oczekiwał opłaty za leżak. Jestem w raju, pomyślałam rozglądając się dookoła. Kilka osób pływało w morzu, inna grupa młodych dziewcząt opalała się nieopodal, jakiś mężczyzna w średnim wieku próbował zachować równowagę na desce surfingowej. Cudowny czas na relaks. Słońce mimo póżnego popołudnia jeszcze mocno nas ogrzewało. Wziełam maskę z rurką i poszłam popływać. Jakie było moje niesamowite zaskoczenie gdy po wejściu do wody, już na wysokości pasa podpłynął do mnie ogromny (na tamtą chwilę żółw) Był to żółw zielony. Żółw zielony różni się wyglądem od innych żółwi morskich. Można go rozpoznać, chociażby po tym, że w odróżnieniu od kuzynów z innych gatunków ma pojedynczą parę łusek przedczołowych, nie podwójną. Kolejny znak rozpoznawczy to mała głowa z ząbkowaną szczęką. Ciało żółwia zielonego jest owalne i jakby spłaszczone, w porównaniu z innymi żółwiami pacyficznymi. Wszystkie jego płetwy mają widoczny pazur. Dorosłe osobniki mierzą około 83–114 cm i ważą 110–190 kg. Ulubionym daniem dorosłego żółwia jest trawa morska i algi. Drobno ząbkowane szczęki pomagają mu w wyrywaniu roślinności z dna mórz i oceanów.  Płynąc dalej widziałam więcej żółwi. Radość moja była ogromna. Cieszyłam się jak dziecko widząc kolejnego osobnika.

Wieczorem wracamy na plażę aby po długim dniu podziwiać zachód słońca na wyspie. Najlepsze miejsce do oglądania zachodu słońca znajduje się w północno-zachodniej lub zachodniej części Gili w słynnym „That Sunset Tree”.

Siadamy na workach z fasolą, zmawiając coś do picia, z plażowego klubu słychać Boba Marleya :” No Women No Cry”. Czas powoli płynie… Tylko pusta szklanka i zmrok przypominają o upływającym czasie. W tym czasie słońce powoli schowało się za wulkanem Agung rzucając swoje ulotne promienie na spokojne tafle morza. To prawda, że zachody słońca w tej części świata to coś innego, wyjątkowego! Niebo po zachodzie to również zjawiskowe widowisko, to czas w którym dzieję się magia.

Dzień siódmy

Rano jeszcze przed wschodem słońca wsiadam na wypożyczony w naszym hotelu rower i jadę na plażę, na wschód słońca. Niebo jest zachmurzone, więc widok mógłby wydawać się mało spektakularny- ale nie dla mnie. Jestem zwolenniczką wczesnego wstawania. Ze względu na pracę zmianową nie zawsze mogę rozpocząć dzień przed wschodem słońca, a dla mnie ta część dnia jest wyjątkowa, magiczna. Już kiedyś pisałam tutaj na tym blogu o wyjątkowości chwili jakim jest poranek.

To czas obfity w ciszę i spokój, których tak bardzo potrzebuje. Spokój, wyciszenie, harmonia i balans, nie umiem bez nich na dłuższą metę dobrze funkcjonować. Gdy już słońce całkowicie wzniosło się poza horyzont morza, natura nie skąpiła kolorów na niebie. Jest bajkowo.

Po chwili spektaklu samej natury, jaki miałam możliwość oglądania wracam na śniadanie.

Na wyspie, jak na wyspie wszystko kręci się wokół wody! Dzięki doskonałym plażom i krystalicznie czystej wodzie to idealne miejsce, w którym mogliśmy poczuć się jak ryby. Po śniadaniu idziemy w stronę mola. To tutaj mniejsi przewożnicy oferują wycieczki na snorkeling. Dużo czytałam o tym, że wyspy Gili są domem dla niesamowitych raf koralowych wypełnionych kolorowymi rybami i pięknymi żółwiami morskimi a nawet kilkoma podwodnymi posągami i zatopionymi skuterami typu vespa. Chcemy dzisiaj skorzystać z prywatnej łódki i pompłynąć w miejsca, gdzie będziemy mogli popływać z rurką, podziwiać życie morskie tej okolicy. Po cichu liczymy, że uda się zobaczyć piękne okazy. Wybieramy niewielką łódkę na ten rejs.(700 000 00 IDR- 175 zł) Właściciel ma ich kilka, na każdej dwóch młodych chłopców obsługuję wyprawę. Płyniemy zobaczyć żółwie, kolorowe ryby, rafy koralowe tworzące rozległe, różnorodne ogrody, zatopione posągi w okolicy i skutery vespa. Jedną z najbardziej intrygujących atrakcji, którą chcemy zobaczyć jest podwodny park rzeźb, stworzony przez artystę Jasona deCaires Taylora. To wyjątkowe miejsce do nurkowania i snorkelingu znajduje się u wybrzeży Gili Meno (która jest bardzo blisko Gili Trawangan). Zawiera serię zniewalająco pięknych postaci ludzkich ułożonych w okrąg zwany „Gniazdem’ Rzeźby nie są zbyt głębokie, więc można do nich podpłynąć. Co więcej, są wykonane z betonu o neutralnym pH, co sprzyja wzrostowi koralowców i wspiera życie morskie, służąc zarówno jako instalacja artystyczna, jak i sztuczna rafa!

Podwodne posągi na gili trawangan

Po kilku godzinach wracamy na plażę z której rozpoczeliśmy naszą wyprawę. To był bardzo dobrze spędzony czas. Po obiedzie i chwili na odpoczynek wybieramy się na spacer po wyspie. Wyspa Gili Trawagan jest bardzo zaniedbana, a widać to zwłaszcza w jej centralnej części, gdzie żyją miejscowi ludzie. Całe wybrzeże obsadzone jest pięknymi bungalowami i restauracjami, a wewnątrz wyspy stoją rozwalone gospodarstwa, przewraca się góra śmieci.

Wyspę zamieszkuje około 450 rodzin. Nie każdy z nich ma to szczęście by mieć dach nad głową. Niektóre rodziny mieszkają w prostych namiotach, które jednocześnie w dzień są ich stoiskami handlowymi. Mieszkańcy z reguły zajmują się rybołówstwem i obsługą turystyki: restauracje, bary, transport oraz budowaniem nowych bungalowów. Jest też tam jedna szkoła. Wyspy Gili są muzułmańskie, więc trzeba się liczyć, że z meczetu rozlegają się nawołania do modlitwy. Tutaj kontakt z lokalną ludnością jest na wyciągnięcie ręki. Chętnie nawiązują kontakt, są mili i sympatyczni. Spacerując zatrzymujemy się by spróbować słodkich naleśników, które przyrządzane są na naszych oczach. Z czekolada, z cukrem, z owocami, z karmelem… według preferencji smakowych. (32 500 00 IDR- 16 zł/osobę)

Po godzinie 22:00 próżno było szukać jakiejś rozrywki, a nawet zjeść kolację, bo większość restauracji i barów zamykała się dość wcześnie. Największy ruch jest oczywiście w okolicach portu. Tam też skupione są małe sklepiki, biura podróży, salony masażu. Korzystając z masaży mogliśmy się zrelaksować przy tradycyjnym masażu balijskim lub uśmierzyć ból dzięki mocniejszemu masażowi Lombok.( 150 000 00 IDR- 38 zł) Na wyspie jest sporo dobrych restauracji, gdzie można zjeść świeże ryby i owoce morza w całkiem przystępnej cenie. Po lokalny Nasi goreng (ryż smażony w warzywami), czy Mie goreng  (smażony makaron) albo zupę woleliśmy udać się do naszej restauracji przy bungalowach bo dania były bardzo dobre.

Dzień ósmy

Czas ruszać dalej. Rano po śniadaniu płyniemy z powrotem na wyspę Bali. Przed nami długa droga do miejsca, na które z ogromnym podekscytowaniem czekałam. Ale po kolei.

Opuszczamy wyspę Gili Trawangan promem (250 000 00 IDR- 63 zł) Po dopłynięciu do portu w Broken Beach jedziemy na lotnisko w Denpasar 3 godziny taksówką (550 000 00 IDR – 138 zł). Po drodze zatrzymujemy się w sklepie i robimy większe zakupy. Na wyspie na którą chcemy się dostać jest tylko 1 mały sklepik. Póżnym popołudniem docieramy na lotnisko. Zostawiamy swoje plecaki w hotelu i idziemy na kolację.

Lot mamy 02.30(w nocy) Lotnisko ma w swoim obrębie hotel capsułowy, gdzie można odpocząć, wykąpać się i przebrać. Przed nami długa podróż, decydujemy się na tą opcję ( cena hotelu- 98 zł/ osobę).

Dzień dziewiąty

Lecimy 3 godziny z Denpasar do Sorong. O świcie jesteśmy na miejscu.

Po odebraniu bagażu jedziemy taksówka do portu 10 km ( 100 000 00 IDR – 25 zł) Kasa w porcie otwarta jest od 08:00 więc czas na kawę i rozejrzenie się po okolicy. Widzimy jak życie mieszkańców „kręci” się wokół portu.

Ludzie tutaj mają znacznie ciemniejszy kolor skóry niż na Bali, czy na wyspach wokół Bali. Ich kolor skóry jest ciemno czekoladowy. Kilku mężczyzn siedzi na ławce pod kasą. W momencie jak pojawiliśmy się przynoszą nam swoją ławkę zachęcając do tego byśmy odpoczęli. Jeden starszy pan przyszedł pchając przed sobą taczkę, proponując podwiezienie plecaka lub walizki pod prom. Inni stoją z boku przyglądając się turystom z zainteresowaniem. Kobiety sprzedają na swoich małych straganach słodycze, napoje, papierosy. Wokoło, mimo wczesnej godziny biegają wesoło dzieci, bawiąc się znalezionymi patykami i butelkami po napojach. Po otwarciu kasy, kupujemy bilety na prom  Bahari Express do Waisai (125 000 00 IDR-31 zł), który płynie 2 i pół godziny.

Jesteśmy zmęczeni podróżą, ale bardzo szczęśliwi. Za chwilę dotrzemy do miejsca o których bardzo marzyłam. Miejsca, które tak bardzo chciałam zobaczyć.

Po dotarciu do Waisai idziemy przez molo do bramy a następnie w stronę dużego parkingu. Po prawej stronie zobaczyliśmy biały, mały budynek – to centrum informacji turystycznej. Tutaj rejestrujemy swoje imię i nazwisko i płacimy opłatę za pozwolenie środowiskowe w wysokości 325 000 00 IDR- 81 zł/osobę. Opłata ta wspiera zarządzanie obszarami chronionymi Raja Ampat i ochronę mórz. Opłata za zezwolenie na wjazd na obszar Raja Ampat jest ważna rok.

Po opłaceniu zezwolenia czekamy na naszego gospodarza, który ma po nas przypłynąć łódką. Każdy Homestey (domek na wodzie lub na lądzie) ma swojego gospodarza, który po zabukowaniu (przez neta) noclegu przypływa po turystę w to właśnie miejsce. Przed przyjazdem warto skontaktować się z wybranym obiektem noclegowym i potwierdzić szczegóły odbioru.

Wyspy Raja Ampat, bo o nich mowa, są jedną z najbardziej odległych części Indonezji. Region Papui Zachodniej leży niemal na samym wschodzie Indonezji, ponad 4000 kilometrów od drugiej strony kraju,  na północny wschód od Jawy i Bali.  Pierwszą rzeczą, która do nas dotarła, gdy zaczęliśmy szukać sposobu dostania się do Raja Ampat, było to, że nie jest łatwo tam się dostać. Jest to możliwe – ale zajmuje dużo czasu i nie jest tanie. Dlatego powyżej opisałam każdy etap naszej drogi.

Ten bogaty ekosystem i fizyczna izolacja uczyniły Raja Ampat niesamowitą krainą. Miejscem określanym jako ostatni raj na ziemi. Przez większość czasu był praktycznie nietknięty przez świat zewnętrzny. Ale teraz odkrywamy jego magię.

Po dwóch godzinach oczekiwania na naszego gospodarza zobaczyliśmy niskiego, krępego mężczyznę o czekoladowej skórze z przyjaznym uśmiechem. Jego twarz rozjaśniały białe, równiutkie zęby. Przywitaliśmy się z Nim- Stefano i wskoczyliśmy na drewnianą małą łódkę z motorowym napędem. (325 000 00 IDR- 81 zł/ osobę). Z nami podróżuję młoda dziewczyna z Francji o wdzięcznym imieniu- Liza. Podróż łódką trwa ponad godzinę ale jest to taka podróż, która mogłaby się nie kończyć. Płyniemy po Oceanie Spokojnym, po największym i najgłębszym zbiorniku wodnym na naszej planecie, zwanym również Pacyfikiem.(Zajmuje ponad 30% powierzchni Ziemi).

Płyniemy na małą wysepkę o nazwie Arborek. Przeczytałam, że to maleńka wyspa o nieco ponad 600 metrów długości oraz 200 metrów szerokości. Liczy około 200 mieszkańców. Jest na niej: szkoła, kościół, kilka domów mieszkalnych i mały sklep. Po dotarciu pod nasz Homstey o nazwie Kalabia o mało nie rozpłakałam się ze szczęścia. – To tak wygląda raj?

Pomyślałam stojąc na środku małego drewnianego domku, z drewnianym łóżkiem wykonanym z desek, otoczonym moskitierą z firankopodobnego materiału. Domek ma jedno okno wychodzące na ocean, kilka gwożdżi powbijanych w drewniane deski ściany służące jako wieszaki. Na werandzie ” dynda” wykonany z kolorowego płótna żaglowego hamak, stoi leżak, mały stolik i 2 krzesełka. Z pomostu bezpośrednio schodzi drabinka do oceanu, który z każdej strony otacza domek. – A więc to jest część magii tego miejsca? I już wiem, że warto było spędzić każdą minutę związaną z dotarciem tutaj.

Zostawiamy swoje rzeczy i pomostem idziemy około 50 metrów do jadalni osadzonej również na palach w wodzie na lunch. Dostaliśmy ryż, małe rybki, wyglądem przypominające sardynki, w chili, na ostro, warzywa, topinambur w pomidorach.

Po posiłku idziemy na spacer wokół wyspy. Pogoda nas rozpieszcza. Bezchmurne niebo, wokół krystalicznie czysta woda oraz strzeliste palmy kokosowe zachwycają nas. Jesteśmy podekscytowani możliwością zwiedzenia wyspy.

Spacerując po wiosce widzimy mieszkańców pracujących przy budowie swoich łodzi rybackich.

Rybołówstwo jest oczywiście ważną częścią ich gospodarki, ale turystyka staje się coraz ważniejsza. o stosunkowo proste życie. Kilku gospodarzy buduję lub remontuję domki przygotowywane dla turystów. Domki te budują na plażach lub w wodzie na palach. Sami mieszkają raczej w środku wyspy. Śpią na podłodze, nie używają materaców, ponieważ w tych temperaturach są one jak termofory kumulujące ciepło a nie pozwalają odpocząć w upalne noce. Widzimy kobiety kołyszące dzieci na chustach przywiązanych do drzew. Obok panowie leżą na piasku towarzyszą im, zabawiając starsze dzieci. Rozmawiają ze sobą, śmieją się lub wszyscy kąpią się w oceanie. Najczęściej mężczyżni wypływają wcześnie rano na połów ryb, by popołudniu spędzić czas z rodziną, ze znajomymi. Ubrani są bardzo skromnie, często bez butów chodzą po wyspie lub w wydeptanych klapkach. Miejscowa ludność to jedni z najpiękniejszych i najbardziej gościnnych ludzi, jakich spotkaliśmy. Są bardzo serdeczni dla gości i zrobią wszystko, co w ich mocy, aby nam pomóc. Dzieci i dorośli są podekscytowani naszym widokiem, są ciekawi, przyglądają nam się a my przyglądamy im. Chętnie pozują do zdjęć. Ustawiają się, robią śmieszne miny. A przede wszystkim jest w nich tak dużo radości. W ich oczach, gestach, pozdrowieniach. Nie odczuwamy pomiędzy sobą barier, a wzajemne zainteresowanie wizytą i niezwykłą serdeczność. Szczere uśmiechy, miłe gesty i otwartość na relacje. Życie tutaj płynie skromnie, ale odnieśliśmy wrażenie, że szczęśliwie.

Na wyspie znajdują się dwa lokalne sklepy. W jednym sprzedają piwo, w drugim słodycze, również na sztuki, zimne napoje, lokalne artykuły ( makaron, mąka z tapioki, papierosy) Piwo w puszce 65 000 00 IDR- 16 zł Chipsy 5 000 00 IDR -1.20 zł Kokos 15 000 00 IDR – 3.70 zł

Na Arborku prąd jest włączony przez ok 12 godzin od mniej wiecej godziny 19 do 7 rano

Toalety w naszym Homsteyu są 2 wspólne i 1 prysznic. Oczywiście nie ma spłuczek, muszla klozetowa osadzona jest na betonowej podłodze. System spłukiwania polega na nabraniu wody z pojemnika stojącego obok. Woda z prysznica jest z oceanu, więc jest wodą słoną. Toalety pomimo to są czyste, zawsze jest papier i nie ma przykrego zapachu. Oczywiście możemy spotkać tam różne pająki, gekona oraz karalucha. Ale za to nie ma na wyspie szczurów które podobno w dużej ilości zamieszkują sąsiednią wyspę Kri.

Muzyka jest nieodłączną częścią życia mieszkańców Arborka. Tak naprawdę jest to integralna część życia wszystkich Indonezyjczyków. Mieszkańcy wioski nie mogą powstrzymać się od śpiewania i tańca, kiedykolwiek i gdziekolwiek. Nad brzegiem morza siedząc przy molo słyszymy i widzimy młodych chłopców grających na gitarze. Wieczory są niezwykle magiczne, gwieździste niebo i szum oceanu. Karol w jeden z nich postanowił dodać jeszcze więcej magii i zorganizował nam prywatny pokaz z gitarą. Nowo poznany chłopak przyszedł do nas na taras i pod gołym niebem nucił piosenki w języku bahasa. Dosłownie rozpłynęłam się, leżąc na hamaku. Dziękuję

Dzień dziewiąty

Wyobraź sobie, że budzisz się z widokiem na ocean w jednym z 5 typowych domków na wodzie, zbudowanych z drewna i innych ekologicznych materiałów z okolicy i zaczynasz wszystkie poranki śniadaniem z widokiem na morze, a następnie zaczynasz dzień od snorkelingu lub odkrywania jednego z magicznych miejsc które masz bardzo blisko swojego homestaya. Tak właśnie wygląda tutaj mój poranek.

Czas odpocząć i cieszyć się tym. A moją ulubioną rzeczą w Raja Ampat jest snorkeling

Schodząc po raz pierwszy pod wodę, otwieram oczy i wszędzie widzę ryby. Różne kolory i kształty, pływają wokół mnie lub tworząc ławice, przepływają mi pod nogami. Jasne, matowe, duże, małe, w paski, w cętki, wszystkie mają swoje miejsce w wodzie a ja obserwuję i zachwycam się tym spektaklem barw i ruchu. Szacuje się, że w morzach wokół wysp Raja Ampat występuje około 1500 gatunków ryb i 550 gatunków koralowców. To sprawia, że ​​jest to najbardziej różnorodna biologicznie podwodna część świata. Przejrzyste wody i bogactwo życia morskiego, w tym rekinów, mant i kolorowych ryb, sprawiają, że każde zanurzenie się pod powierzchnią wody jest niezapomnianym przeżyciem.  Większość plaż i miejsc do pływania oferuje piękne dno oceaniczne i ciekawą podwodną faunę, której mogę doświadczyć z bliska. Przy molo na wyspie Arborek znajduję się największa w okolicy rafa koralowa. Jest zjawiskowo piękna, tak różnobarwna i różnorodna, że po wpłynięciu tam trudno wyjść z wody. Chce się doświadczać więcej i więcej. To najpiękniejsza rafa jaką w moim życiu widziałam. Ilość ryb i stworzeń wodnych dosłownie przenika na wskroś. Miałam wrażenie, że znajduję się w największym na świecie akwarium morskim. Czułam się jak w magicznym, bajkowym świecie. A co najważniejsze mogłam przy molo spędzić cały dzień bo mieściło się obok naszego homestaya. Kilkakrotnie dzisiaj biorę maskę z rurką i zanurzam się w świat baśni.

Dzień dziesiąty

Raja Ampat leży na równiku. Temperatury powietrza są również niezawodnie stałe, a średnia maksymalna w ciągu dnia wynosi 31 stopni Celsjusza. Obszar ten charakteryzuje się średnią wilgotnością względną wynoszącą 83%, jest więc lepki i wilgotny. Ocean jest ciepły przez cały rok.

Chociaż snorkeling i nurkowanie to główne atrakcje regionu i główne powody, dla których wiele osób tu przyjeżdża, w Raja Ampat jest mnóstwo innych atrakcji.

Piaynemo

Tego ranka po śniadaniu wypływamy łodzią do miejsca zwanego Piaynemo. ( 900 000 00 IDR- 225 zł/wycieczka łódką) To małe skupisko wysp, które tworzy jeden z najpiękniejszych widoków, jakie znajdują się w okolicy. Płyniemy z synem Stefano, Jamesem i z jeszcze innym chłopakiem, przyjacielem domu. Piaynemo na Raja Ampat jest najbardziej rozpoznawalnym miejscem. Pocztówki z Raja Ampat, z pewnością zostały zrobione w tym miejscu. Po pół godzinie dopływamy do celu, który zwiastuje duży napis na skałach.

Wygodnym pomostem, przy którym zacumowana zostaje nasza łódka idziemy szerokimi drewnianymi schodami w których w stopnie wplecione zostały drzewa tam rosnące. Widać, że ktoś zadbał o to by nie wycinać drzew a zgrabnie wkomponować je w schody. Mijamy toalety. Jest punkt z słodyczami i świeżym kokosem. Lubię takie miejsca. Są tu też miejsca gdzie można odpocząć na ławce. Cała okolica jest bardzo zadbana. Schody udaję nam się pokonać w 10 minut. To jakie miejsce ukazało nam się po wejściu na sam szczyt schodów wywołało okrzyki zachwytu. Panoramiczny widok roztacza się na okoliczne rajskie wyspy i laguny. Widok z góry po prostu obłędny! Będąc tutaj, naprawdę mogliśmy zobaczyć, jak piękna jest matka natura, tworząc wszystkie te wyspy. 

Star Lagoon

Nieopodal Piaynemo znajduje się zatoczka Telaga Bintang, zwana Star Lagoon. Wędrówka na nią jest dosyć krótka, ale nieco trudniejsza niż na Piaynemo. Aby bezpiecznie tam dotrzeć włożyliśmy pełne buty sportowe, ponieważ ostre wapienne skały są wymagające i dosyć strome. Nie ma tutaj tłumów, więc bezpiecznie , nie spiesząc się dotarliśmy na szczyt. Błękitna laguna pod odpowiednim kątem przypomina gwiazdę. Pięknie tutaj! Zielono-szmaragdowa laguna zapiera dech w piersiach. Widok sztos! 

Popołudnie spędzamy na naszej wyspie. Snorkeling stał się już moim rytuałem. Daje mi tyle spokoju, relaksu, wyciszenia. Lubię ten czas w wodzie, podziwiając podwodne życie.

Po długim dniu spędzonym w wodzie nie ma lepszego sposobu na relaks niż oglądanie jednego z niesamowitych zachodów słońca. Tutaj te zachody słońca, z dala od cywilizacji tworzą niesamowity spektakl barw. Widzieliśmy wiele pięknych zachodów, ale właśnie te wprawiały nas w niezwykle nostalgiczną atmosferę. Bujam się na hamaku i chłonę każdą chwilę, obserwując zmieniające się kolory na niebie. Wieczory spędzamy najczęściej na tarasie lub na molo wpatrzeni w niesamowitą konstelację gwiazd. W tych regionach widoczność gwiazd jest niesamowita!

A póżniej kładziemy się spać w domku na wodzie. Jest coś relaksującego w zasypianiu przy szumie oceanu, fal uderzających o piasek.

Dzień jedenasty

Niech wiecznie trwa ten czas spędzony tutaj. Znaczenie nic nie robienia ma tutaj szczególny wydżwięk. Jest takie budujące, daje namiastkę szczęścia.

Na wyspie czas płynie tak jak wszędzie, tylko ludzie się tym nie przejmują.

Dzień rozpoczęliśmy od niezapomnianych wrażeń związanych z pływaniem z mantami! Te majestatyczne stworzenia możemy spotkać podpływając łodzią na punkt zwany „manta point” ( 800 000 00 IDR- 199 zł za 2 osoby). Nie udaję się ich wypatrzeć od razu. Krążymy chwilę miejsce po miejscu wpatrując się w nieruchomą taflę Oceanu Spokojnego. Dopiero po jakimś czasie wynurzają się w oddali. Zakładamy maski i rurki i wskakujemy do wody. Jest, najpierw jedna, póżniej kolejna majestatycznie płynie w moją stronę. Mogę z bliska podziwiać ich piękny balet.

Uczucia jakie cię ogarnia gdy widzisz płynącą na ciebie mantę, nie da się porównać z niczym innym. Nie wiedziałam czy uciekać, czy starać się nie ruszać w wodzie. Przegrywam ze strachem. Wycofuję się w bezpieczny rejon.

Obserwuję je z bezpiecznej odległości. Manty niewzruszone poruszają się z powabem motyli. Te stworzenia robią wrażenie swoją wielkością. Ich płetwy piersiowe, które mogą sięgać kilku metrów szerokości, pozwalają im płynąć z wdziękiem i gładko. Gdy odpływają z ulgą wskakuję na łódkę. Przebywanie w wodzie z mantami to niesamowite doświadczenie. Jest strach, ciekawość i euforia.

Jaskinia nietoperzy

W jaskini mieszkają nietoperze. Jest ich mnóstwo. Do środka wchodzi się prosto z łódki. Słychać szum skrzydeł latających nietoperzy. Wchodząc trzeba uważać, bo jest bardzo ślisko.

Dzień dwunasty

Z żalem budzę się dzisiaj przed godziną 06:00, ponieważ wyjeżdżamy z naszego raju. Stefano wraz z rodziną przychodzą na pomost pożegnać się z nami. To był cudowny czas spędzony w Homsteyu Kalabia. Muszę dodać, że Kalabia w lokalnym języku oznacza chodzący rekin. Pod pomostem zwłaszcza wieczorem pływało dużo tych ryb, jak się dowiedziałam od Stefano to były małe rekiny. Mogliśmy je podziwiać siedząc na hamaku lub na schodach naszego domku. Rekiny te nie tylko pływają, ale także potrafią chodzić, wykorzystując ruchy płetw. Umiejętność ta stała się kluczowa na płyciznach w poszukiwaniu pożywienia. Często póżno, a nawet w nocy w drodze do toalety, przechodząc pomostem widziałam małe rekiny, ponieważ o tej porze stają się bardzo aktywne. Niestety nie zrobiłam zdjęcia.

Wracamy do portu w Wasai z Jamsem i jego mamą i młodszym bratem. Dla rodziny transport turysty do portu to okazja do pojechania do dużego sklepu na zakupy. Wracając odwracam się za siebie by jak najdłużej zostawić w pamięci to miejsce. Niesamowity czas, niesamowite miejsce.

Raja Ampat nie przypomina wielu innych miejsc na świecie, w których byliśmy – i to jest jeden z powodów, dla których jest tak wyjątkowe. Nie wykluczamy, że możemy tu jeszcze wrócić. Nigdy nie masz wrażenia, że ​​zrobiłeś już wszystko, że nie ma tu nic nowego do odkrycia. Mam przeczucie, że Raja Ampat w nadchodzących latach stanie się coraz bardziej popularny. Jeszcze więcej powodów, aby wrócić jak najszybciej i wykorzystać swój czas w pełni.

Kiedy już odkryjesz raj, połóż się w słońcu i zapomnij o świecie!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *